Zaczęło się półtora roku temu – po prostu zaczęły boleć mnie kolana i kręgosłup i pojawił się olbrzymi problem w schodzeniu ze schodów. Trochę zdezorientowana poszłam do ortopedy - spodziewałam się może jakiegoś zwichnięcia, może skręcenia, pewnie ze da mi maść i że to nic ważnego Lekarz powiedział mi - kierując mnie dopiero na badania, ze moje życie dobiegło końca generalnie, mam zwyrodnienie stawów kolanowych, za 10 lat lub mniej nie będę juz chodzić (miałam wtedy 24 lata), jeżeli zajdę w ciążę to nie będę chodzić i w ogóle wózek inwalidzki i dramat. Po tych miłych słowach zlecił mi rentgeny i usg. Gdy przyszłam do niego po raz kolejny powiedział, że wyniki potwierdziły jego diagnozę i ze uratuje mnie tylko osteotomia (mam koślawość kolan, ale w stopniu nie do leczenia, ok 3 stopnie) i powtarzał wszystko to co wcześniej. Wyszłam od niego zapłakana, załamana, jakby nie było już ratunku i dzięki niemu oprócz niesamowitego bólu miałam też praktycznie depresję. Uznałam, że lekarz, który mnie do takiego stanu doprowadza nie może być dobry i zaczęłam szukać innego. Poszukiwania te trwały ok 8 miesięcy w ciągu których odwiedziłam niezliczone grono lekarzy którzy albo mówili mi, że tylko osteotomia i to szybko, bo niedługo przestanę chodzić (tylko rzedła im mina, gdy oglądali rtg - bo tam widać, że nogi są praktycznie proste) i mnie dołowali, albo na takich, którzy szczerze przyznawali mi, że nie mają pojęcia co mi jest, ale starali się pomóc kierując mnie dalej i polecając kolejnych specjalistów, którzy więcej będą wiedzieli. Jak wspominałam, trwało to 8 miesięcy – wizyty u lekarza gdzie się dało minimum 2 razy w tygodniu, aby znaleźć diagnozę, nieprawdopodobny ból, który nie ustępował – ból nie tylko kolan, ale od początku także kręgosłupa. Była to o tyle droga przez mękę, że byłam zdezorientowana, zszokowana i nie mogłam się z tym pogodzić, bo wcześniej nic mi nie było, wręcz przeciwnie, byłam osobą żyjącą radośnie i aktywnie. Po ośmiu miesiącach trafiłam wreszcie do fantastycznego lekarza w Otwocku (o którym piszę w wątku gdzie się leczyć), który od razu mnie zdiagnozował i to poprawnie, przekonał mnie, ze to jednak nie jest jeszcze koniec mojego życia – a nie było to proste, bo skoro mi to opowiadano od paru miesięcy, w końcu w to uwierzyłam – i pomaga mi do dziś. Jestem po zastrzykach Synvisc do prawego kolana, na jesieni będę miała lewe, potem prawdopodobnie – w zależności od poprawy lekarz mi sugerował albo artroskopię albo mikrozłamania. Aktualnie nadal boli mnie niesamowicie, właściwie codziennie, tramal mi nie pomaga i czasem już nie mogę wytrzymać i nie daję sobie trochę z tym wszystkim rady i między innymi dlatego piszę o tym tu – to fantastycznie że jest takie forum i ze mogę się tu wygadać, bo wy chociaż przez swoje doświadczenia rozumiecie mój ból.
|