Być może przyda się Wam moje doświadczenie, aby uniknąć pewnych błędów w sposobie rehabilitacji. Mogą decydować o naszym wyleczeniu (w moim przypadku na pewno mocno je opóźniły).
Błąd 1. Zapisujemy się na rehabilitację 10-dniową, czyli wg. NFZtowskiego standardu.
Jednak w problemach typu PFPS lub ELPS rehabilitacja trwa od 6 tygodni do 3-4 miesięcy a czasami nawet dłużej.
Jak można się domyśleć szanse na osiągnięcie rezultatów w ciągu 10-dniowych NFZtowskich "turnusów" rehabilitacyjnych są co najmniej mizerne. Zresztą nie tylko NFZtowskich - wiele ośrodków prywatnych też stosuje 10 dniowe sesje rehabilitacyjne. Być może po 10 dniach odczujemy jakąś poprawę (trzeba mieć szczęście - mnie się niemal nigdy do nie zdarzało), ale na wyleczenie potrzeba tygodni i miesięcy czasem naprawdę żmudnej pracy. Oczywiście nie trzeba każdego dnia zjawiać się w ośrodku - wiele zależy tutaj od jego sposobu pracy. W niektórych po kilku sesjach pracy z rehabilitantem (terapia manualna plus instruktaż do ćwiczeń) pracujemy samodzielnie w domu, spotykając się z rehabilitantem nawet tak rzadko jak raz na miesiąc. W innych wizyty będą częstsze, np. 2-3 razy w tygodniu. W każdym razie, jeśli nie dysponujemy dużą gotówką warto postarać się o zestaw ćwiczeń domowych, które spełnią swoją rolę równie dobrze, jak bajeranckie urządzenia w ośrodku rehabilitacyjnym.
Błąd 2. Na którymś etapie naszej walki z problemem w końcu jedziemy ze swojego miejsca zamieszkania do dobrego i polecanego ośrodka (często jest nim słynna Carolina), tam dostajemy w końcu prawidłową diagnozę i zalecenia do rehabilitacji. Co za szczęście! Podejmujemy z nimi rehabilitację w swoim miejscowym ośrodku. Rehabilitacja się nie udaje (patrz choćby błąd 1) i... albo powtarzamy ja niepotrzebnie kilka razy albo wątpimy w diagnozę. Kombinujemy dalej wizyty u różnych magików, czy coraz bardziej wymyślne badania. Jednym słowem, nawet mimo dobrego początku idziemy w buraki zwane też malinami
. Ja przećwiczyłam ten scenariusz modelowo (byłam w Carolinie 4 lata temu) i następne 3 lata zmarnowałam próbując się rehabilitować we Wrocławiu i kombinując co jeszcze może mi być. Kilka dni temu natknęłam się na opis niemal dokładnie tej samej sytuacji na innym forum. Niestety z jakichś tajemniczych przyczyn nie mogę się tam zarejestrować i podpowiedzieć nieszczęśnikowi o co chodzi. W każdym razie Wy już tych błędów nie powtarzajcie.
Jeśli w Waszej okolicy nie ma właściwego ośrodka, niestety trzeba się leczyć na odległość. Kosztuje to czasem bardzo dużo wysiłku, kombinowania i pieniędzy. Na pewno jest też mniej efektywne niż leczenie na miejscu pod stałym nadzorem rehabilitanta, ale to i tak jest lepsze niż strata czasu w kiepskich ośrodkach. Czasu w czasie którego stan Waszych kolan będzie się pogarszał…